czwartek, 27 lipca 2017

Recenzja Gwiezdne wojny: Część I - Mroczne widmo (Star Wars: Episode I - The Phantom Menace) - yot.tv

„Mroczne widmo” rozgrywa się 32 lata przed bitwą pod Yavin (finał „Nowej nadziei”). Zakon Jedi strzeże pokoju w całej galaktyce. Jednak pojawiają się już pierwsze sygnały kryzysu: Federacja Handlowa atakuje planetę Naboo. W imieniu senatu galaktyki z misją rozjemczą rusza młody rycerz Jedi – Obi-Wan Kenobi wraz ze swoim mistrzem Qui-Gon Jinnem. Po drodze przypadkiem trafiają na pustynną planetę Tatooine, gdzie spotykają 9-letniego Anakina Skywalkera. Chłopiec wydaje się być idealnym kandydatem na kolejnego rycerza Jedi. Tymczasem ukrywający się lord Sithów knuje intrygę mającą zniszczyć zakon.



„Gwiezdne wojny: część I – Mroczne widmo” są naturalnym spadkobiercą „Gwiezdnych wojen: część IV – Nowa nadzieja”. Zrealizowany 22 lata później, pod koniec XX wieku, należy już do innej epoki, wykorzystuje technikę, o której w połowie lat 70. nawet trudno było marzyć. Efekty specjalne są nieobecne tylko w jednej scenie! W dużej mierze zrezygnowano z wykorzystywania modeli, które dominowały wcześniej – zastąpiły je komputery graficzne o gigantycznej mocy obliczeniowej (jednym z takich „tradycyjnych” efektów jest wodospad na Naboo – to filmowana z dużej wysokości i w zwolnionym tempie sypiąca się sól kuchenna). Nawet jedna z postaci – Jar Jar Binks (notabene jego imię wymyślił syn Lucasa) – jest w całości wygenerowana komputerowo! Więcej, twórcy byli zdecydowani, że gdyby Samuel L. Jackson nie przyjął propozycji zagrania w filmie, jego postać także stworzono by komputerowo. Zresztą, by oszczędzić, wszystkie dekoracje, były budowane jedynie do wysokości aktorów, powyżej były „dorabiane” w komputerach. Wyjątek stanowiły sceny z Liamem Neesonem – aktor jest tak wysoki, że dekoracje musiały być zdecydowanie wyższe.



Jednak „Mroczne widmo” będąc jednym z najbardziej oczekiwanych filmów (podobno w kinach, które wyświetlały reklamowy trailer filmu o 75 proc. wzrosły obroty!), zarazem wzbudziło ogromne kontrowersje. Zarzucano mu przede wszystkim infantylizm (to „zasługa” postaci Jar Jara) nielicujący z „powagą” poprzednich części, a nawet prymitywizm. Rzeczywiście, można odnieść wrażenie, że Lucas zbytnio zapatrzył się w dziecięce komiksy. Na szczęście to wada tylko części filmu – reszta ma się doskonale, robiąc wrażenie spójną konstrukcją. Zresztą te zastrzeżenia i tak nie wpłynęły na popularność „Mrocznego widma”: do dziś zarobiło ponad 925 mln dolarów (przy wydanych 115 mln) plasując się na 7. miejscu wśród kasowych przebojów wszech czasów.



Lucas nie odmówił sobie przyjemności nawiązania do znanych filmów – np. wyścig ścigaczy, w których bierze udział młody Anakin, jest inspirowany słynnym wyścigiem rydwanów z „Ben Hura” (ale specjaliści od efektów specjalnych w scenach katastrof wzorowali się na wyścigach samochodowych klasy NASCAR). Kiedy królowa Amidala na swoim statku włącza swój wideotelefon, dźwięk i obraz startowy są wzięte z przedwojennych filmów o Flashu Gordonie. Z kolei wiele scen z Jar Jar Binksem nawiązuje do klasycznych niemych komedii (scena z toczącą się piłką czy przyczepioną do nogi bronią; jego miny są parodią Charliego Chaplina). Podczas posiedzenia galaktycznego senatu, wśród przedstawicieli innych cywilizacji można dostrzec E.T. i Obcego, natomiast Neimodianie mają twarze inspirowane maskami obcych z „Piątego elementu”, a na wysypisku Watto można dostrzec statek z „2001 – Odysei kosmicznej”. Pod koniec filmu Jar Jar niszczy droida, który ma numer 1138 – debiutancki film George’a Lucasa nazywał się „THX 1138”.

TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz