Film Anga Lee jest ekranizacją nagrodzonej Nagrodą Bookera powieści Yanna Martela, kanadyjskiego pisarza i podróżnika, postaci niewątpliwie barwnej i nietuzinkowej (ma dyplom z filozofii, pracował jako ochroniarz, pomagał na plantacjach roślin, sumiennie ćwiczy jogę, udziela się w hospicjach). Powieść ma 100 rozdziałów, dzieli się na trzy części, które mniej więcej zachowano, może czasem lekko mieszając chronologię, w filmie – dzieciństwo głównego bohatera, jego niezwykła podróż, historia ocalenia z alternatywną wersją zdarzeń. Opowieść o Piscine Pi Patelu to oczywiście filozoficzna przypowiastka, pełna scen rodem z fantasy, ale wiele osób – to fakt, sprawdzałem na forach – wierzy, że Martel (który wypowiadając się enigmatycznie tylko nakręca atmosferę) opisał rzeczywiste losy niezwykłych rozbitków! Nota bene konsultantem na planie był Steve Callahan, człowiek, który przez 72 dni dryfował po oceanie.
Głównym bohaterem jest wspomniany Pi Patel, syn indyjskiego bogacza, właściciela ogrodu zoologicznego. Obecnie mieszka w Kanadzie, gdzie odwiedza go pisarz pragnący spisać niezwykłą podobno historię życia mężczyzny. Pi opowiada o swej młodości w Indiach, o swym dorastaniu, stosunku do religii. Jego ojciec postanowił przenieść się z rodziną do Kanady, tam sprzedać zwierzęta i zacząć nowe życie. W podróż wybrali się statkiem, niestety, rozpętał się sztorm, statek zatonął. Uratował się tylko Pi, który dopłynął do dryfującej szalupy. Okazało się, że nie jest na niej sam – schroniła się tam zebra, orangutan, hiena i tygrys, nazywany przez Pi Richardem Parkerem! Zebra i orangutan szybko padły ofiarą hieny, ta zaś straciła życie w kłach tygrysa. Na łodzi zostali tylko Pi i Richard Parker, którego Pi postanawia obłaskawić.
I w książce, i w filmie udało się sprzedać kilka prawd (w beznadziejnej sytuacji najgorzej stracić wiarę, najlepiej zająć się czymś, nawet z pozoru bezsensownym, co oderwie nas od myślenia o owej beznadziei; człowiek w chwilach grozy z przekonaniem lub mimowolnie, jeśli jest niewierzący, oddaje się pod opiekę siły wyższej, podświadomie jej szuka), a także zadać kilka pytań związanych z religią (Martel wyznaje raczej poglądy panteistyczne), wolą przeżycia i poszukiwaniem prawdy. A także związanych z samym procesem twórczym (fragmenty filmu poświęcone narracji i pisaniu są jednak jego najsłabszym ogniwem). Znalazło się tutaj trochę elementów z new age’u, trochę wstawek z Coelho – całość ma nieść pozytywne przesłanie i być swego rodzaju receptą na życie. Można się z tym spierać, można akceptować, można naśladować, jak kto chce, zależy już od indywidualnego podejścia… Sama opowieść jest, może poza rozmowami między Pi i pisarzem, i poza niektórymi wstawkami z młodości bohatera, opowiedziana porywająco i fascynująco, zwłaszcza na poziomie wizualnym: niektóre sekwencje na łodzi zapierają dech w piersiach (świecące meduzy), inne urzekają baśniowością (kraina zamieszkała przez mrowie surykatek). Jest niewątpliwie na co popatrzeć! „Życie Pi” dostało aż 11 nominacji do Oscara, zdobywając ostatecznie cztery statuetki: za zdjęcia, muzykę, efekty (aktor grający Pi… nigdy nie był na łodzi z prawdziwym tygrysem – siedzący tam zwierzak był wytworem animatorów; prawdziwego drapieżnika widać w nielicznych scenach!) i dla najlepszego reżysera – akurat w tych kategoriach zdecydowanie się należały, uznać „Życie Pi” za najlepszy film roku byłoby chyba jednak przesadą...
TV - http://yoy.tv/
Facebook - https://www.facebook.com/yoytv
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz