„Wstyd” przypomina filmy Antonioniego, w których bohaterowie mają wszystko oprócz duszy. Choć są ze sobą, nic o sobie nie wiedzą i choć się kochają, są dla siebie obcy. Steve McQueen poszedł jednak o stopień dalej. U reżysera „Przygody” czy „Czerwonej pustyni” był chociaż pozór międzyludzkich relacji czy związków. We „Wstydzie” nie ma już nawet pozorów. Jest jakaś abstrakcyjna praca, w której nie wiadomo co się robi, mieszkanie, w którym nie ma nic intymnego, znajomi, których można zamienić na setki innych, takich samych. A w tym wszystkim Brandon, 30-letni uzależniony od seksu bohater, dla którego owa aktywność jest jedynym właściwie potwierdzeniem istnienia. Ciąg jego związków to przygodne partnerki podrywane gdzieś w barach, z którymi po kopulacji nie będzie miał już nic wspólnego i których za tydzień już nie będzie w stanie poznać. Seks to właściwie pewna przenośnia, Brandon mógłby być uzależniony od czegokolwiek innego: od hazardu, alkoholu czy zakupów. Jakiekolwiek uzależnienie, zobrazowane podobnie jak tutaj seks, byłoby w stanie zrujnować jego życie osobiste. Brandon daje sobie bowiem pozwolenie ślizgania się po powierzchni życia, nie zagłębiając się w jego wnętrze i dając sobie pozór emocji za pomocą fizycznego orgazmu.
Brak kontaktu ze swoimi emocjami staje się kłopotliwy, gdy musi odnieść się do osób, które należą do jego najbliższego otoczenia: siostry i koleżanki z pracy. Obie potrzebują innego rodzaju kontaktu, ich nie wystarczy, za przeproszeniem, przelecieć, by „załatwić” sprawę. Obie są jak papierek lakmusowy, który wskazuje, że Brandon – człowiek jest… kaleką, a nieumiejętność okazania jakichkolwiek emocji czyni z niego uczuciowego i fizycznego impotenta. Płaci za to on i płaci jego siostra, wrażliwa, rozchwiana emocjonalnie i równie zagubiona w życiu jak on, której Brandon nie toleruje, bo pokazuje mu jak na dłoni jego własne grzechy: szybki seks bez emocji, życie bez celu, powierzchowne przyjemności. A przede wszystkim dojmujący, wyzierający wszystkimi porami skóry smutek, który sączy się w ich dusze jak melancholia z piosenki śpiewanej przez Sissy. Różnica między rodzeństwem jest jedynie taka, że Brandon do pewnego momentu nie widzi w swoim życiu niczego przygnębiającego, Sissy, choć rzuca się w jego wir, przynajmniej ma tego stanu świadomość.
„Wstyd” jest filmem trudnym, dołującym i kontrowersyjnym, bo choć śmiałe sceny seksu nikogo już w kinie nie oburzają, seks obdarty z wszelkich emocji wydaje się wyjątkowo pornograficzny i odstręczający. Świetne kreacje głównych ról Michaela Fassbendera i Carey Mulligan. Oboje bardzo dojrzali aktorsko (ten Brandon Fassbendera, w którego oczach pojawiają się w końcu ślady człowieczeństwa!), po cichu dramatyczni, nasycający film skrajnie różnymi emocjami spowodowanymi tym samym bólem.
TV - http://yoy.tv/
Facebook - https://www.facebook.com/yoytv
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz