Przywódca ludzi, John Connor, cudem uniknął śmierci z rąk maszyn. Po tamtych wydarzeniach żyje w ukryciu. Jego prześladowcy nie dali za wygraną. Stworzyli kolejną wersję cybernetycznego mordercy.
„Terminator II: Dzień sądu” (1991) Jamesa Camerona to wzorcowy sposób poprowadzenia sequela. A zarazem – wydawałoby się – wyczerpania pewnej formuły odnoszącej się do historii bazowej („Terminator”, 1984, również w reżyserii Camerona). Bo ile razy można opowiadać historię robota wysłanego w przeszłość, który ma zabić człowieka, który kiedyś poprowadzi powstanie przeciwko maszynom? Czym mógłby przyciągnąć „Terminator III”? Cameron nie wiedział, dlatego nie chciał kręcić kolejnego sequela.
Jednak determinacja producentów i Arnolda Schwarzeneggera były bardzo silne. Szczególnie Schwarzenegger chciał zagrać, by w ten efektowny sposób móc pożegnać się z wielbicielami przed startem w wyborach na gubernatora Kalifornii. Reżyserem filmu został Jonathan Mostow, twórca, który gwarantował średni poziom i... posłuszeństwo gwieździe. Scenariuszem zajęli się John D. Bracanto i Michael Ferris (m.in. „Sieć” i „Gra”). Powstała historia, którą dobrze się ogląda. Akcja trójki rozgrywa się 10 lat po „Terminatorze II”, w przededniu tytułowego buntu maszyn.
John Connor (Nick Stahl) ma już 20 lat i jest przystojnym młodzieńcem, zakochanym w pięknej Kate Brewster (Claire Dannes), córce szefa komputerowego centrum dowodzenia, w którym ma się rozpocząć rewolta. Tymczasem maszyny wysyłają kolejnego zabójcę, który ma zgładzić Johna: tym razem jest to model T-X ukryty pod postacią niezwykle atrakcyjnej kobiety (Kristianne Loken). Pojawia się także stary znajomy, T-800 (Arnold Schwarzenegger). I zaczyna się wyścig z czasem: John i Kate muszą zdążyć do centrum dowodzenia, by przekonać ojca dziewczyny, że nie może uruchamiać komputera obronnego Skynet. T-X poluje na nich, a T-800 próbuje ochronić...
Gwiazdami filmu są Schwarzenegger (to oczywiste) i Kristianne Loken (jednak zaskoczenie). Do roli T-X musiała dużo ćwiczyć, ale też brać lekcje mimiki – jej bohaterka wypowiada ledwie kilka zdań i aktorka musiała się nauczyć przekazywać swoje zamiary za pomocą gestów i wyrazu twarzy. A aż pół roku trwały rozmowy filmowców z władzami Beverly Hills, by zgodziły się na nakręcenie początkowej sceny, w której Kristianne idzie nago ulicą.
Silne zaangażowanie Schwarzeneggera w realizację filmu miało tę dobrą stronę, że poświęcił prawie 1,5 mln dolarów z własnej gaży, by wspomóc nakręcenie sceny pościgu dźwigiem, niewątpliwie najbardziej efektownej w filmie. Trzeba przyznać, że miał z czego oddawać: jego gaża w tym przedsięwzięciu to 30 mln dolarów.
TV - http://yoy.tv/
Facebook - https://www.facebook.com/yoytv
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz