Problem w tym, że o ile w Ameryce taki film powstałby wkrótce po śmierci muzyka, to w Polsce trzeba było na niego czekać 10 lat, a i tak powstał jedynie dzięki żelaznej woli i samozaparciu reżysera Janusza Kidawy-Błońskiego, który był spokrewniony z wokalistą. I to być może zaważyło na ostatecznym kształcie filmu, który ma wyraźne mielizny scenariuszowe. Ale ma też mocne punkty, a głównym jest odtwórca głównej roli - Tomasz Kot. Kojarzony przede wszystkim z sitcomem "Niania" i komediami w stylu "Testosteron" czy "Lejdis", właśnie w "Skazanym na bluesa" miał szansę pokazać swój aktorski talent. I w pełni tę szansę wykorzystał. Rzeczywiście, w niektórych miejscach przeszarżował, ale mimo wszystko jest to, kto wie czy nie najlepsza jego rola. Przygotowując się do niej schudł 8 kilo, przez kilka tygodni dzięki uprzejmości żony Ryśka Riedla mieszkał w jego pokoju słuchając jego płyt, pojechał w trasę z grupą Dżem, współpracował też z krakowskim Monarem. Przesada? Być może, ale efekt, choć nie olśniewający, robi wrażenie i zapada w pamięć. A to się liczy.
TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz