niedziela, 29 października 2017

Recenzja Non-Stop - yoy.tv

Jak wśród stu kilkudziesięciu Bogu ducha winnych osób znajdujących się na pokładzie, których życie jest w niebezpieczeństwie, znaleźć wyrachowanego, sprytnie kamuflującego się mordercę – to pytanie, na które brak odpowiedzi będzie kosztować życie kolejną osobę.


Klimat filmu może trochę kojarzyć się z powieściami Agathy Christie, których akcja toczyła się w ograniczonej przestrzeni - pędzącym pociągu, zamkniętym pokoju - a mordercą był ktoś spośród znajdujących się w niej ludzi. Oczywiście daleko mu do wyrafinowania wspomnianych dzieł mistrzyni kryminału, ale chodzi o to, że mamy w filmie bardziej do czynienia z grą psychologiczną niż z akcją. Spośród tłumu pasażerów wyodrębniono kilka stereotypowych postaci, co do których widz będzie miał od razu odpowiednie skojarzenia (Arab, blondynka, przeciętniak), oszczędzające reżyserowi trudu budowania skomplikowanych portretów psychologicznych. To samo dotyczy głównego bohatera, pomimo podjęcia próby pogłębienia jego osoby poprzez dodanie już to problemu z alkoholem, już to wypalenia zawodowego. Zamiast tego twórcy filmu skupili się na budowaniu napięcia i wymyśleniu kilku zwrotów akcji, co się na szczęście z interesującym skutkiem udało, czyniąc „Non-stop" wartym uwagi thrillerem, który zaspokoi oczekiwania fanów gatunku i nie tylko.


Nota bene owa atrakcyjna, ograniczona przestrzeń, jaką twórcy wykreowali przysporzyła im sporo problemów natury logistycznej; realizowali przecież zdjęcia w bardzo ciasnych pomieszczeniach, toteż musieli sobie pomagać wymyślnymi trikami (schowkami na kamerę, zmianami perspektywy itp). Taka sytuacja miała jednak swoje plusy, bo publiczność koncentrowała się bardziej na reakcjach bohaterów niż na oglądaniu wnętrz, ale był katorgą dla aktorów i statystów. Przez cały okres zdjęciowy trwający 5 tygodni, wszyscy musieli nosić te same ubrania, a wysiadywali tyle godzin w „samolocie”, że codziennie mogliby przelecieć dystans do Australii!

TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv

piątek, 27 października 2017

Recenzja John Wick - yoy.tv

John Wick śmiało mógłby być bohaterem komiksu (nie powiedziane, że nim nie zostanie – kilka dni przed premierą dodano jego postać do gry Payday 2). Samotny mściciel w eleganckim wdzianku, strzelający zawsze celnie, kopiący zawsze mocno, kierujący się swoistym kodeksem honorowym. A jego wrogowie to krwiożerczy Rosjanie, zawodowy killer – dawny druh, piękna zabójczyni w obcisłych wdziankach. Na dodatek część akcji toczy się w tak niecodziennych przybytkach, jak… hotel dla płatnych morderców!


John był najlepszym killerem do wynajęcia. Po śmierci żony zaczął spokojne życie z psiakiem u boku. Psiak ów to prezent od zmarłej małżonki, John ma więc z nim niezwykle sentymentalne wspomnienia i kocha go nad życie. Pewnego dnia (a raczej nocy) niezbyt rozgarnięty Josef, synalek szefa rosyjskiej mafii, Vigga, wkrada się jednak z kompanami do domu Johna i, nie wiedząc z kim ma do czynienia, maltretuje właściciela, kradnie jego auto, a przede wszystkim zabija wspomnianego czworonoga. Takich rzeczy się nie wybacza… I choć ojciec winowajcy proponuje ogromne odszkodowania, potem prosi i grozi, wynajmuje najlepszych zbirów, wiadomo, że wyrok na jego syna i kompanów już zapadł…


Tutaj nikt nie patrzył, czy sceny będą wiarygodne, a rozwiązania wątków logiczne – od początku miała to być czysta akcja, czysta adrenalina (panowie reżyserzy, z których w napisach wymieniono tylko pierwszego, to byli kaskaderzy). Nieustanne strzelaniny, walki wręcz, makabryczne żarty, masakry, trochę seksu, dużo przemocy i masa przejaskrawień. Co do stylu – błyskawiczny montaż, światła jak na dyskotece, pstrokate kolory. To świat w każdym calu komiksowy, nieprawdziwy, ale na swój sposób piękny. I co ważne, nikt z twórców nie zgrywał się na artystę: „John Wick” w zamierzeniu był – i jest – świetnie nakręconym kinem akcyjnym klasy B, technicznie nowoczesnym, treściowo nawiązującym do wielu produkcji sprzed 3-4 dekad. Taki przepis się sprawdził, film naprawdę dobrze się ogląda (jeśli ktoś lubi komiksowe postacie i pędzącą do przodu akcję), przyniósł także niezłe zyski (kosztował 20 milionów, zarobił 4 razy tyle).

TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv

wtorek, 24 października 2017

Recenzja Kod Merkury (Mercury Rising) - yoy.tv

Art Jeffries (Bruce Willis) jest mocno przepracowanym agentem FBI, na dodatek zrzucono na niego winę za nieudaną akcję. W "nagrodę" dostał więc prostą robotę: ma odnaleźć Simona (Miko Hughes), 9-letniego chłopca, którego rodzice zostali zamordowani przez nieznanych sprawców. On sam zniknął. Sprawa rzeczywiście jest prosta, bowiem Art udaje się do mieszkania, gdzie popełniono zbrodnię i odnajduje chłopca, który tam cały czas się ukrywał. Problem w tym, że nie można się z nim porozumieć, bowiem Simon jest dzieckiem autystycznym. Trafia więc do szpitala, a agent organizuje dla niego ochronę policyjną, przeczuwając, że jednak coś jest nie tak w tej sprawie. A kiedy zaskakująco szybko policjanci zostają odwołani ze szpitala, sam zaczyna chronić chłopca. Ma rację, bo w krótkim czasie dochodzi do próby zamachu. Art próbuje się dowiedzieć, dlaczego i dla kogo Simon jest tak groźny, że próbuje go zamordować. W końcu orientuje się, że za wszystkim stoi Nicholas Kudrow (Alec Baldwin), szef agencji bezpieczeństwa. Jego dziełem życia było wdrożenie tytułowego Kodu Mercury, który służy do kontaktów z agentami. Teoretycznie jest nie do złamania, ale Simon, autystyczne dziecko z talentem matematycznym (co się często zdarza), bez trudu go rozgryzł. Kudrow, by nie dopuścić do kompromitacji, chce go zabić…



Ta sensacyjna wariacja na temat "Rain Mana" jest całkiem solidnie zrealizowana i trzyma w napięciu. W końcu Bruce Willis jest specem od takich właśnie ról, a Miko Hughes okazał się całkiem dobrym partnerem.

TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv

sobota, 21 października 2017

Recenzja Poznaj naszą rodzinkę (Little Fockers) - yoy.tv

Gaylord „Greg” Focker nieoczekiwanie ma szansę zostać namaszczony przez swego teścia Jacka na głowę rodziny – Jack ma bowiem kłopoty z sercem, zaś poprzedni kandydat, Bob, rozwiódł się z córką Jacka, Debbie… Nie jest to jednak wymarzony czas dla Grega – z powodów finansowych musiał zmienić pracę, budowa domu przedłuża się w nieskończoność, a piękna współpracownica Andi Garcia przyprawia go o szybsze bicie serca. Nic dziwnego, że jego teść, były agent CIA, zaczyna podejrzewać Grega o niewierność i rozpoczyna prywatne śledztwo.


Trzecia już część sagi o Gregu Fockerze i jego teściu starającym się wpierw nie dopuścić do małżeństwa Grega z Pam, a potem próbującego na wszelkie sposoby rozbić ich związek (wcześniejsze to „Poznaj mojego tatę” i „Poznaj moich rodziców”). Akcja „Poznaj naszą rodzinkę” rozgrywa się 6 lat po wydarzeniach z poprzedniej części, Greg i Pam mają już 5-letnie dzieci, Grega zaczyna dopadać kryzys wieku średniego, a jego teścia poważne problemy zdrowotne. To w zasadzie tyle nowego, reszta bowiem praktycznie została bez zmian, choć zmienił się reżyser, Jaya Roacha zastąpił Paul Weitz. Dla jednych będzie to atutem filmu (wiadomo, czego oczekiwać, nic nas nie zaskoczy, lubiliśmy tamte części – ta jest podobna), dla innych jego wadą (oglądanie bliźniaczych gagów i knowań Jacka, tudzież kolejnych starań o Pam przystojnego Kevina może po pewnym czasie znużyć). Z nowych postaci wymienić można Jessikę Albę jako ponętną Andi (do gry wiele nie ma, ale wygląda bosko) oraz Harveya Keitela (pamiętamy ich wspólne występy z Robertem De Niro… szkoda, że tym razem Keitel nie dostał zbyt wiele do zagrania w roli Randy’ego). „Poznaj naszą rodzinkę” poziomem gagów i dynamiką nie odbiega od „Poznaj moich rodziców”, wypada natomiast mniej oryginalnie niż pierwsza część serii. Fani zmagań Grega i Jacka mimo wszystko z pewnością nie będą zawiedzeni.


TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv

czwartek, 19 października 2017

Recenzja Ścigana (Haywire) - yoy.tv

Steven Soderbergh zarzekał się już, że kończy z kinem, ale wciąż zasiada na reżyserskim stołeczku. Efekty są jednak coraz dziwaczniejsze i nie przekładają się na sukcesy finansowe, ani nawet na nagrody, którymi wcześniej wręcz go zasypywano. „Ścigana” to film nakręcony na przekór modzie i schematom znanym z kina akcji – zamiast dynamicznego montażu – długie, udziwnione ujęcia, zamiast kamery trzęsącej się jak opętana – statyka, zamiast twardziela – krucha na pozór kobietka, zamiast szarpanych i widowiskowych ujęć walk wręcz – walka pokazana od początku do końca bez udziwnień… Nie wszystkim, ba, większości, tego typu zabiegi przypadły do gustu: widzowie generalnie uznali „Ściganą” za obraz mało wciągający.


Główną bohaterką jest tajna współpracowniczka CIA, Mallory. Kobieta realizuje dla rządu niebezpieczne misje, likwiduje wrogów, nie zostawia śladów. Po wykonanej misji w Barcelonie na kolejną udaje się do Dublina – i tutaj okazuje się, że padła ofiarą spisku: jej obecność ktoś wysoko postawiony uznał za niebezpieczną, wydał rozkaz likwidacji agentki. Ale Mallory nie z takich opałów wychodziła obronną ręką – raz po raz unika śmierci i jest coraz bliżej odkrycia, kto stoi za całą sprawą… Jeśli ktoś nastawia się na akcyjniak z prawdziwego zdarzenia, to pierwsze pół godziny może być dla niego nie do przejścia – akcja snuje się, dominują dialogi. Z czasem fabuła zaczyna wciągać, ale dość szybko możemy przewidzieć finał (w tej kwestii akurat reżyser na przekór modom nie poszedł…), scenariusz jest po prostu mało oryginalny… W obsadzie znalazła się masa gwiazd (kto odmówiłby Soderberghowi?), ale nie mają wiele do zagrania – wszystko kręci się wokół odtwarzającej Mallory Giny Carano, znanej zawodniczki MMA (ma za sobą kilka epizodów filmowych, częściej jednak pojawia się w reality show), której reżyser co rusz daje pole do popisów (czyli do kolejnych walk, wyglądających jednak bardzo podobnie). Carano spisała się poprawnie i występ w „Ściganej” może być początkiem jej wielkiej kariery w kinie akcji (już została zaangażowana do kolejnej części „Szybkich i wściekłych”), sam zaś film – mimo pewnych ambicji – z pewnością nie należy do najbardziej udanych w karierze twórcy „Trafficu”.

TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv

sobota, 14 października 2017

Recenzja Szybcy i wściekli (The Fast and the Furious) - yoy.tv

Szybkie samochody i piękne dziewczyny. A może szybkie dziewczyny i piękne samochody? Ale jedno pozostaje takie samo: piekielne szybkości na ulicach Los Angeles. Jak zwykle w przypadku takich filmach został on w pewnym stopniu oparty na faktach. Istnieją grupy samochodowych zapaleńców, którzy podkręcają i unowocześniają silniki swoich samochodów tak, by osiągnąć jak największe prędkości.


Są też grupki, które szaleją po ulicach miast, ścigają się, nie bacząc na niebezpieczeństwo i policję. To film właśnie o nich – trochę podkręcony i podkolorowany, ale jednak prawdziwy. I dlatego „Szybcy i wściekli” stali się tak wielkim przebojem wśród młodzieży. Nie tylko w USA, gdzie był na 12. miejscu listy filmów, które w 2001 roku zarobiły największe pieniądze. A poza tym zrobił z przystojnego Vina Diesela, który grał Dominica wielką gwiazdę. Paul Walker jako Brian okazał się mniej interesujący. Warto też zwrócić uwagę, że ten film ma prawie identyczną strukturę, jak starszy o dziesięć lat sensacyjny „Na fali”. Tam główne role grali Keanu Reeves (dopiero wschodząca gwiazda) i Patrick Swayze opromieniony sławą po „Dirty dancing”.

TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv

wtorek, 10 października 2017

Recenzja Naznaczony (Insidious) - yoy.tv

Oto małżeństwo Lambertów z trójką dzieci sprowadza się do nowego domu. Po upadku z drabiny jeden z chłopców zapada w śpiączkę. Renai, matka chłopca, jest przekonana, że to, co się stało, to wina… domu i zamieszkujących go duchów, które zaczyna widzieć i które zdają się czyhać na życie dzieci. Lambertowie przeprowadzają się ponownie i wszystko zdaje się wracać do normy. Pozornie.


No i tu mniej więcej kończy się bardzo fajna, najeżona mrożącymi krew w żyłach momentami thrillerowatość filmu, który chwilami trzymał w niezłym napięciu, a zaczyna, by tak rzec, horrorowatość wpadająca w komediowość. Nie dam głowy, że było to zamierzone. Jeśli tak, to w porządku, acz wówczas film powinien być o wiele bardziej spójny, bo daleko mu do perełki takiego melanżu, czyli "Wrót do piekieł” Sama Raimiego. Jeśli jednak reżyser po prostu nie poradził sobie z materią, to mamy problem. W drugiej części – od pojawienia się bardzo komediowej dwójki łowców duchów – zaczyna być pastiszowo. Ukłon w stronę cyklu o Freddiem Krugerze jest aż nazbyt dosłowny. Diabeł ostrzy sobie stalowe szpony, by tam łapać niczym na lep duszyczki dzieci, które wypuszczają się dalej, niż im wolno, w swej wyobraźni. Pomysł podróży Orfeusza / Josha Lamberta do piekieł w poszukiwaniu ukochanej istoty byłby o wiele logiczniejszy, gdyby ową przestrzeń zamieszkiwało więcej takich zagubionych, jak dusza jego synka, duszyczek dzieci. Ale rozumiemy, że nie byłyby one tak malownicze, jak te stworzone przez filmowych dekoratorów figurki panoptikum.


Na pewno pozostanie nam w pamięci kilka motywów z filmu: elektroniczna niania, w której słychać podejrzane glosy, seans spirytystyczny czy motyw z fotografiami. Trzeba też przyznać, że aktorsko film stoi na wysokim poziomie. Szkoda, że przedobrzono o tych kilka upiorów.

TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv

niedziela, 8 października 2017

Recenzja Marsjanin (The Martian) - yoy.tv

Mark Watney bierze udział w eksploracji Czerwonej Planety. Do miejsca, w którym pracuje ekspedycja zbliża się burza piaskowa, zarządzona zostaje ewakuacja. Mark zostaje uderzony szczątkami rzuconej przez wiatr anteny, jego skafander zostaje uszkodzony, przez co reszta załogi traci z nim kontakt. Po krótkich poszukiwaniach astronauci odlatują w stronę statku i bazy. Mark budzi się po burzy, sam, na obcej planecie… Dociera do stacji badawczej, gdzie stwierdza, że ma zapasy jedzenia i wody na około 300 dni. Pomoc dotrze jednak w najlepszym razie, jeśli uda mu się skontaktować z Ziemią, dużo później! Mark postanawia wykorzystać swe umiejętności mechanika i botanika, nawiązać kontakt z bazą i zapewnić sobie większą ilość pożywienia.


Ekranizacja bestsellerowej książki Andy’ego Weira (pisanej początkowo w odcinkach na jego blogu), uważanej – podobnie zresztą jak sam film – za jedną z bardziej odświeżających temat podboju kosmosu pozycji w ostatnich latach. Co w „Marsjaninie” jest tak ożywczego? Klimat, jakże odmienny od standardowych dzieł science fiction. Nie ma tu krwiożerczych Obcych, przestrogi przed katastrofą, wieszczenia zagłady. Jest samotny facet, który postanawia przeżyć. Zna się na sprzęcie (który jednak okazuje się zaskakująco zawodny), biologii, potrafi zdobyć wodę i założyć małe poletko w pokoju w stacji badawczej. Wie, że może liczyć tylko na siebie, ale nie użala się – niemal wszystkie problemy ekranowy Mark rozładowuje autoironią i poczuciem humoru. Taki swój chłop, Robinson na kosmicznej wysepce (tyle, że żaden zielony Piętaszek mu się nie przypląta). W tle oglądamy dramaty jego najbliższych, nerwowe działania specjalistów próbujących nawiązać kontakt, oschłego faceta w garniturze wahającego się, czy wysłanie misji ratunkowej jest opłacalne. Te ziemskie fragmenty „Marsjanina” są jego najsłabszym ogniwem: o ile Mark o twarzy Matta Damona radzi sobie świetnie z przykuciem nas do ekranu, o tyle pseudonaukowe dialogi prowadzone w stacji w Houston momentami nudzą, a i ta część filmu jest rozegrana typowo po hollywoodzku. Na szczęście kiedy znika łączność Mark pozostaje sam, uczy bawiąc i bawi ucząc się na błędach – i dostajemy kawałek znakomitego kina rozrywkowego z ambicjami.

TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv

środa, 4 października 2017

Recenzja Tylko mnie kochaj - yoy.tv

Michał jest współwłaścicielem prężnie działającej firmy architektonicznej. Ma luksusowy apartament, szybki wóz, a dobry i niezbyt zobowiązujący seks znajduje w ramionach swej wspólniczki, Agaty. Pewnego dnia przed drzwiami mężczyzny zjawia się jednak 7-letnia Michalina. Dziewczynka twierdzi, że Michał jest jej ojcem, przekazuje mu także list od matki (której Michał kompletnie nie pamięta i nie kojarzy): mężczyzna ma się nią zająć przez kolejne 5 dni. Nieoczekiwana opieka przewraca do góry nogami życie Michała, na dodatek w tym samym czasie w biurze zjawia się piękna nowa pracownica, Julia, dla której traci on głowę…



Komedia Ryszarda Zatorskiego oberwała aż miło od krytyków, a przy okazji zdobyła… Bursztynowego Lwa na FPFF w Gdyni, przyznawanego produkcji, która zgromadziła w kinach największą publiczność („Tylko mnie kochaj” zobaczyło blisko 2 miliony widzów)! To chyba najlepiej mówi, z jakim filmem mamy do czynienia. To standardowa, ale zręcznie nakręcona komedia romantyczna, która mimo swej niepodważalnej banalności i bajkowości daje publiczności to, czego chciała: chwile oderwania się od ponurej rzeczywistości, od problemów – jest ciepło, miło, pięknie (nawet Warszawa wygląda tutaj jak idealne miasto z folderu reklamowego biura podróży), czasem zabawnie, czasem wzruszająco, na ekranie widzimy pięknych (Maciej Zakościelny i Agnieszka Grochowska), młodych i bogatych. Do tego dostajemy poruszającą i bez wątpienia udaną rolę dziecięcą – mowa o grającej Michalinę Julii Wróblewskiej (później wystąpiła w obu częściach „Listów do M.”). W sumie: chwytająca za serce opowieść o dorastaniu (głównie do ojcostwa, ale nie tylko). A że dialogi mdłe, scenariusz przewidywalny i na każdym kroku pojawia się natrętna reklama wielu produktów? Cóż, jak rzekł pewien komediowy klasyk: „Nikt nie jest doskonały”.

TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv

wtorek, 3 października 2017

Recenzja Polowanie na Czerwony Październik (The Hunt for Red October) - yoy.tv

Najnowsza radziecka atomowa łódź podwodna „Czerwony Październik” właśnie wyszła w pierwszy rejs. Jest wyposażona w nowy rodzaj napędu, który umożliwia właściwie bezszelestne poruszanie się pod wodą. Jej dowódcą jest kapitan Marko Ramius (Sean Connery), z pochodzenia Łotysz, doświadczony podwodniak, właściwie najlepszy w radzieckiej flocie. Doskonale zdaje sobie sprawę, jak wielką przewagę nad okrętami amerykańskimi daje nowy napęd: „Czerwony Październik” może niezauważenie podpłynąć do nich i je zatopić. Ale także bezkarnie może podkraść się do wybrzeży USA, by podsłuchiwać tajne kody radiowe, wysadzić szpiegów i dywersantów lub nawet podjąć atak nuklearny. To oznacza niebezpieczne zachwianie albo wręcz załamanie międzynarodowej równowagi. Ramius, gotów zrobić wszystko, by temu zapobiec, decyduje się na niezwykle ryzykowny krok: porywa okręt, żeby przepłynąć nim ocean i przekazać „Czerwony Październik” w ręce Amerykanów. Jednak radzieckie dowództwo odkrywa jego plan i ogłasza, że Ramius jest niepoczytalny, a jego celem jest atak na USA. Równocześnie wysyła za nim w pościg dwa inne okręty podwodne. Amerykanie uważnie obserwują sytuację i przygotowują się do obrony. Tylko Jack Ryan (Alec Baldwin), analityk CIA, jest przekonany, że Ramiusowi nie chodzi o atak...



„Polowanie na Czerwony Październik” zrealizowane na przełomie lat 80. i 90. XX w. to pierwszy film, w którym pojawił się Jack Ryan, sztandarowy bohater Toma Clancy'ego, znany także z innych jego powieści. Wtedy zagrał go Alec Baldwin, choć początkowo rolę proponowano Harrisonowi Fordowi. Ten ją jednak odrzucił, ponieważ miał być na ekranie mniej czasu niż Sean Connery. Jednak później Ford zagrał Ryana w „Czasie patriotów” (1992) i „Stanie zagrożenie” (1994), gdzie był jedyną gwiazdą. A w „Sumie wszystkich strachów” (2002) w agenta CIA wcielił się Ben Affleck. Od pewnego czasu w Hollywood mówi się o kolejnym filmie z tym bohaterem, ale czy ponownie zagra go Affleck – nie wiadomo.

TV - http://yoy.tv
Facebook - https://www.facebook.com/YOY-TV-1986511251584874
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv