środa, 19 października 2016

Recenzja Creed: Narodziny legendy (Creed) - yoy.tv

Pamiętacie Apollo Credda (Carl Weathers), najtrudniejszego przeciwnika Rocky'ego Balboy, z którym filadelfijski pięściarz stoczył trzy pojedynki, w tym jeden za zamkniętymi drzwiami? Apollo zawsze ze swoich walk – i jednocześnie swojego życia – robił wielkie, pełne przepychu, widowisko. Show miało być mocne, jak uderzenia jego pięści. Adonis Johnson (Michael B. Jordan) jest zupełnie inny; nie próbuje nikomu imponować, nie szuka rozgłosu wokół swojej osoby, chce się tylko bić – miejsce, czas i przeciwnik nie mają żadnego znaczenia. Twarda bania i zaciśnięte pięści. Donnie nawet nie posługuje się nazwiskiem swojego ojca – Creed, którego nigdy nie miał okazji poznać. Gdy Apollo padł martwy na ringu z ręki Ivana Drago, Adonis jeszcze się nie urodził. Zresztą przez pierwsze lata życia nie wiedział, kto jest jego ojcem, wszak był owocem jednego z romansów mistrza. Dopiero w późnych latach 90. – po śmierci matki i licznych wycieczkach po poprawczakach – został adoptowany przez... Mary Anne Creed (Phylicia Rashad), wdowę po Apollu.


„Creed” w podtytule ma sformułowanie „Narodziny legendy”, jednak właściwsze byłyby słowa „Pożegnanie legendy”. I chociaż Rocky Balboa jest tym razem wyłącznie bohaterem drugoplanowym, to właśnie postać wykreowana przez Sylvestra Stallone'a nadaje ton tej opowieści. Poza tym, to doskonała rola urodzonego w 1946 roku aktora – Stallone jako Rocky jest w swoim żywiole, po prostu bawi się tą kreacją, a przy okazji rozwesela widzów swoim poczuciem humoru. One-linery z jego ust padają równie często, co kiedyś ciosy.


Rocky Balboa zasługiwał na takie pożegnanie, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że Sly tym obrazem definitywnie żegna się z postacią "Włoskiego Ogiera". Ale zostawia godnego następcę w postaci Adonisa Creeda – jak autentycznie jest napisana ta postać! W bohaterze kreowanym przez Michaela B. Jordana jest jednocześnie gniew, jak i strach przed tym, jakie nazwisko nosi i z jakim dziedzictwem musi się zmierzyć. "Baby Creed" jeszcze pojawi się na ekranach kin, zobaczycie.


„Creed: Narodziny legendy” to kino najlepszego sortu, które się świetnie ogląda, chociaż całość mocno gra na sentymentach do „Rocky'ego”. Wciągająca historia, charyzmatyczni bohaterowie, doskonale napisane dialogi i wyborny montaż – to składniki, z których Ryan Coogler stworzył bardzo dobry i solidny film. Ciężko nakręcić produkcję, którą chciałoby się obejrzeć więcej niż raz, a reprezentantowi Oakland ta szuka się udała.

TV - http://yoy.tv/
Facebook - https://www.facebook.com/yoytv
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz