Równouprawnienie kobiety wywalczyły mniej więcej sto lat temu. Jednak szybko okazało się, że prawo do głosowanie, nienoszenia staników, palenia papierosów i noszenia fryzury na chłopczycę to dla zachłannych feministek za mało. Nie wierzycie, to zainteresujcie się „Dziennikiem Bridget Jones”. I powieść Helen Fielding, i adaptacja filmowa ze znakomitą Renée Zellweger w roli tytułowej, to brutalnie rzecz ujmując, rozpaczliwe wołanie o faceta. O mocne, ukochane ramię, które ochroni, gdy trzeba, a kiedy indziej – przytuli. Bo, by czerpać przyjemność z życia – w czym nie ma nic złego – to samodzielność i samostanowienie nie wystarczą. Ale jak trwoga – przed samotnością, starością – to do… faceta. I w sytuacjach krytycznych panie nagle robią się "takie małe, takie słodkie i głupiutkie".
No dobra, dobra – nie jestem taką wstrętną, mizoginistyczną świnią, jak się może wydawać. „Dziennik Bridget Jones” jest naprawdę niezłym filmem, a rola Zellweger znakomita. Zresztą nie może być inna, skoro przytyła do niej aż 10 kg. I nie da się ukryć, że wyglądała o wiele ładniej i ponętniej niż wcześniej i później, gdy już te dodatkowe kilogramy straciła. No, ale pewnie we własnych oczach nie byłaby pełnowartościową kobietą, gdyby się nie odchudzała.
TV - http://yoy.tv/
Facebook - https://www.facebook.com/yoytv
Google+ - https://plus.google.com/+YoyTv
Youtube - http://www.youtube.com/c/YoyTv
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz